Grypsy przesyłane z obozu w Żabikowie
WYSTAWA ONLINE
Kontakt ze światem
Grypsy przesyłane z obozu w Żabikowie
Urszula Marciszewska w chwili aresztowania zdołała sporządzić gryps: Mamuchna. Przyszli po mnie, musiałam iść do dyrekcji czemu nie wiem? Ula. Osadzona została w obozie karno‑śledczym w Żabikowie i ostatni raz widziano ją w grudniu 1944 r. Ze zbiorów Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie
Urszula Marciszewska, fot. z okresu międzywojennego. Ze zbiorów Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie
„Pamiętam również, jak karano za pisanie listów bez pozwolenia. Więźniarki pracujące na Cytadeli miały możliwość przesyłania listów do swoich rodzin. Pilnowane były bowiem przez żołnierzy, którzy udali, że nie widzą piszących. Na Cytadelę przychodził też pewien mężczyzna średniego wzrostu, w kapeluszu, w popielatej lekkiej jesionce, z teczką i zabierał te listy. Kupował następnie koperty, znaczki, adresował i odsyłał je do rodzin. Ja również dałam mu postrzępioną kartkę, którą przesłał mojej matce.
Taką jedną kartkę czy list zgubiła któraś na placu obozu. Zrobiono w nocy apel naszej grupy. Ogarnął nas lęk, gdy ujrzałyśmy esesmanów z batami i psami. Zażądano przyznania się winnej napisania nielegalnego listu. Więźniarki nie zrozumiały, że chodziło o list znaleziony na placu i zaczęły wydawać jedna drugą. Zabrano zarówno wskazane, jak i skarżące. Zaczęto je bić, bo krzyki i jęki dochodziły do nas stojących na placu. Mnie żadna nie wskazała. Stałam w drugim szeregu na końcu, patrzyłam w niebo usiane gwiazdami i szeptałam:
– Boże ocal mnie!
Nazajutrz ujrzałyśmy koleżanki w kolczastych koszach, ze ściętymi włosami. Wiał silny wiatr. Co się z nimi stało – nie wiem. W obozie już ich nie widziałam. Brygada nasza przestała wyjeżdżać na Cytadelę”.
Jadwiga Dryjańska, Moje trzy tygodnie w Żabikowie, [w:] Pamiętniki ocalonych. Wspomnienia więźniów hitlerowskich miejsc kaźni w Wielkopolsce, oprac. Wojciech Jamroziak, Marian Olszewski, Poznań 1983, s. 144–145.
W zbiorach Muzeum obok korespondencji przesyłanej legalnie drogą urzędową z obozu w Żabikowie, znajduje się kilka listów doręczonych do rodzin w sposób nielegalny. Wiadomości te – grypsy, przekazywano m.in. podczas deportacji do obozu koncentracyjnego lub w trakcie przemarszu kolumny więźniarskiej do miejsca pracy poza obozem. Przykładem przesyłanych w ten sposób wiadomości jest ocalały cenny zbiór grypsów wysłanych do siostry przez więźnia Zbigniewa Małeckiego pracującego w zakładach Deutsche Waffen und Munitionsfabriken (DWM) oraz grypsy wysyłane przez Aleksandrę Markwitz-Bielerzewską do rodziny, podczas transportu do KL Ravensbrück.
Aleksandra Markwitz-Bielerzewska, fot. z okresu międzywojennego. Ze zbiorów Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie
Matuś najukochańsza! I znowu Dobry Bóg pozwala mi napisać parę słów do Ciebie. Cieszę się z tego niezmiernie – bo mogę pisać tak po swojemu serdecznie i swobodnie. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że w moich warunkach podróż może mijać tak miło. Dzisiaj w południe wyjechałam z Gdańska do Szczecina. W tej chwili jestem w Lauenburgu [Lęborku – przyp. R.W.] – postój dłuższy więc piszę całą parą. Jesteśmy tak uradowane i szczęśliwe bo na każdym kroku odczuwamy Opiekę Bożą – wszędzie ludzie dobrzy uczynni i wyrozumiali – kontrast z P-em [Poggenburgiem, niem. nazwa Żabikowa – przyp. R.W.] ogromny poprostu inny świat. Duchowo odpoczywam i nabieram nowych sił. Również mój żołądeczek mile uśmiecha się. Codziennie od chwili wyjazdu dostaję pajdy chleba z masłem i kiszkę. Dzisiaj jadłam po raz pierwszy „końską” – z wielkim humorem i uśmiechem połykałyśmy ten raritas [zapewne pod wpływem niem. Rarität – przyp. R. W.]. Nieźle smakowało. Obiady też bardzo urozmaicone – grochówka, kapuśniak, krupnik z kiełbasą – czyż to nie wspaniałe? Mam pełny woreczek żeru wszelkiego. W nocy będziemy w Szczecinie i tam przydzielą nas do odpowiedniego lagru. Naszym miejscem przeznaczenia – Ravensbrück. Prawdopodobnie dostaniesz zawiadomienie o moim pobycie tam i o tym, że można mi wysyłać paczki i to jedną w miesiącu. Otóż dotyczy do jednego nadawcy; można wysłać więcej paczek tylko z innym nadawcą – Są to tylko moje przypuszczenia – ale może jest w tym coś prawdy. Idź Mamuś koniecznie do fotografii, bo będziesz mi mogła przesłać ją. Tam dokąd jadę jest zupełnie dobrze – mieszkanie w budynku – praca lekka w kuchni, albo w szwalni. Dostanę na miesiąc 30 RM i będę mogła kupić sobie rozmaite rzeczy w kantynie. Pracy nie boję się i chętnie wszystko wypełnię, więc przypuszczam, że nie będzie mi źle. O ile dostaniesz list ode mnie odpisz proszę zaraz – i dotrzymuj wszelkich terminów bo mogłyby listy przepaść. Ilość listów jest podobno nieograniczoną tylko od jednego nadawcy raz na miesiąc. Zresztą potwierdzę to jeszcze urzędowo.
PS. Rzeczy mam wszystkie przy sobie – tylko dosyć zniszczone zwłaszcza bielizna, ale tam na miejscu dostaniemy wszystko lagrowe, żałuję bardzo ale koc został w P. [Poznaniu – przyp. R.W.] niestety nie udało mi się zabrać. Ale co tam – wszystko kupi się jesz[cze]
Bawimy się w tej chwili doskonale – śpiewamy pełną piersią – Leci piosenka za piosenką Gaudeamus – Podkóweczki me i wszystko to co znasz i lubisz. Raduję się tym momentem – oddycham pełną piersią. Mam myśli tak rozstrzelone to i list mój taki bezładny – ale chcę się wszystkim z Tobą podzielić Matuś, abyś naprawdę poznała – w jakim dobrym nastroju jestem. Jest teraz godzina 1800 deszcz pada – pociąg stoi w Stolpie [Słupsku – przyp. R.W.] – Wszystkie dziewczynki piszą – Teraz Matuś muszę już kończyć, zalepić kopertę i wysłać list, a do tego potrzeba dużo sprytu. A więc Matuś jeszcze raz bądź zdrowa trzymaj się dzielnie i czekaj mego powrotu.
Twoja Oleńka
PS. Podobno na miejscu dowiem się jak długo zostanę tam – przypuszczam że pewnie w najgorszym razie do końca wojny. Ola. Ale nic się nie bój się
Hanyś moja kochana! Tak żywo stoisz mi przed oczyma. Co teraz porabiasz, gdzie pracujesz. Dopisz do listu do mnie parę słów, zupełnie bez obawy. Bądź zawsze dzielną dziewczynką, żebym za powrotem mogła odnaleźć moją dawną Haneczkę, ale z wyrobionym charakterem, która wiern[i]e słowu dotrzymała wszystkiego. Pracuj nad sobą z ze wszystkich sił staraj się nadrobić to czego Cię złe warunki pozbawiły. Pamiętaj o Ninie –
Ninuś malutka – Bądź zawsze grzeczna, pilna, ucz się dobrze – bądź słoneczkiem Mamusi Haniu – w dniu Twojej Patronki jestem myślami z Tobą – będę się modlić o szczęście i błogosławieństwo Dla Ciebie, Cipciu[1] życzę wszystkiego dobrego, za wszystko dziękuję – Do rychłego zobaczenia. Ola
[1] Kurczaczku.
Gryps wysłany przez Aleksandrę Markwitz-Bielerzewską do matki w czasie deportacji do KL Ravensbrück, ok. czerwca 1944 r. Ze zbiorów Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie
Mamusiu najukochańsza! 21.6.44
Wczoraj wieczorem przyjechaliśmy godz. 1000 [do – przyp. R. W.] Torunia – Jestem w takim Durchgangslagrze[1] i czekam na dalszy transport. Jest mi bardzo dobrze – po prostu oddycham po lagrze [poz?? – dalej nieczytelne] – widziałam znowu pola, lasy, kwiaty – jestem oczarowana światem i dziękuję Bogu za te wszystkie cuda. Jestem wzruszona dobrocią Boga, który pozwolił mi razem z wszystkimi koleżankami iść na nową wielką przygodę! Jestem taka pogodna i wesoła – jak dawno już. W drodze dostajemy lepsze jedzenie – każdy opiekuje się nami jak może – Ludzie są dobrzy. Dlatego tak ufam, że i Tobie Matuś nie będzie źle i ciężko – Znajdziesz pomoc i radę.
[1] Niem. – obóz przejściowy.
Gryps wysłany przez Aleksandrę Markwitz-Bielerzewską w czasie postoju transportu z Żabikowa do KL Ravensbrück, Toruń, 21.06.1944 r. Ze zbiorów Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie
„Autem przewieziono nas na dworzec. Irka widzi w oddali swoją rodzinę. Jest też „nasz” toruniak. Organizuje nam kanę kawy. Pobrał ją z punktu Niemieckiego Czerwonego Krzyża. Nieznacznie wręczamy mu jeszcze listy do rodzin, a Irka otrzymuje drugą paczkę żywnościową”.
Aleksandra Bielerzewska, Przetrwanie było naszą życiową dewizą, [w:] Pamiętniki ocalonych. Wspomnienia więźniów hitlerowskich miejsc kaźni w Wielkopolsce, oprac. Wojciech Jamroziak, Marian Olszewski, Poznań 1983, s. 101–102.
„W Pile postój trwa długo. Jesteśmy prawie najedzone – jest nam bardzo wesoło. Cicho śpiewamy. W pewnym momencie podpadło nam, że kolejarz sprawdzający podwozia wagonów chyba za często stuka pod naszym oknem. Kiedy znów znalazł się w pobliżu, jedna z nas przez otwór w szybie zapytała, czy jest Polakiem. Trochę bałyśmy się przy tym. Bo a nuż to Niemiec? Ale okazało się, że Polak. Zapytałyśmy, czy mógłby wysłać wiadomość do naszych domów? Nie podnosząc głowy i manipulując coś przy wagonie, powiedział:
– Pociąg będzie stał w Pile jeszcze około godziny. Przygotujcie małą karteczkę. Przyjdę tu do was jeszcze raz – będzie to znak, że nie ma niebezpieczeństwa – wtenczas ją wyrzućcie.
Po czym prędko odszedł.
Nerwowa narada między nami. Kolejarz wyśle, ale skąd wziąć papier i ołówek? Przecież w Żabikowie posiadanie takich przedmiotów groziło ciężką karą! Przeszukałyśmy pospiesznie nasz „dobytek”. Może coś się znajdzie?
– Jest! – Irka Tarnowska ma kawałek Inhaltsverzeichnissu (spisu zawartości, który rodzina dołączała do paczki). Ale skąd ołówek?
Irka z tajemniczą miną pieczołowicie centymetr po centymetrze przeszukiwać zaczęła obręb swej sukienki – wreszcie triumfująco zawołała:
– Mam!
Wyciągnęła maleńki kawałek grafitu.
– Irko, skąd to masz?
– Pamiętacie, jak złamał się ołówek dany nam przez Lieske [Margarete Lieske, członkini załogi obozowej – przyp. R.W.] do napisania listów. Wyleciał kawałek grafitu. Nieznacznie zabrałam i oto on!
Dzięki sprytowi Irki mamy wszystko. Irka pisze do swojej siostry, podając jej adres. Każda z nas dołącza kilka słów, podpisując swoim imieniem. Jeśli kartka dojdzie, rodziny będą wiedziały, że żyjemy i że jedziemy do „kacetu” – po charakterze pisma poznają nas.
Mamy wszystko gotowe – z niecierpliwością i w wielkim zdenerwowaniu wyczekujemy. Przyjdzie, czy nie przyjdzie? Oby tylko coś nie przeszkodziło. Przecież tak bardzo się naraża!
Wreszcie przychodzi – zwinięta karteczka ląduje u jego stóp. Kartka doszła do Poznania. Dziś, już pożółkła, leży przede mną. Oto dowód tej olbrzymiej solidarności, która nas wszystkich łączyła w czasie okupacji. Dzięki ci, nieznany polski kolejarzu!
Aleksandra Bielerzewska, Przetrwanie było naszą życiową dewizą, [w:] Pamiętniki ocalonych. Wspomnienia więźniów hitlerowskich miejsc kaźni w Wielkopolsce, oprac. Wojciech Jamroziak, Marian Olszewski, Poznań 1983, s. 99–100.
Gryps napisany przez Zbigniewa Małeckiego podczas pracy przymusowej w zakładach Deutsche Waffen und Munitionsfabriken (DWM), który przekazany został jego siostrze Gertrudzie przez osobę zaufaną: Truduchna tylko pamiętaj i dbaj o mnie idź pytaj się na gestapo kiedy wyjdę. Proszę o odpis. Zbychu. ok. 1944 r. Ze zbiorów Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie
Zbigniew Małecki, fot. z okresu międzywojennego. Ze zbiorów Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie
Kochana Trudko
Dziękuję Tobie za pamięć, bluzę, koszulę i onuce otrzymałem, chleb też dostaje jest to troszeczkę mało bo po tej chorobie jestem zupełnie słaby tak że dzisiaj zostałem w lagrze i szedłem do lekarza. Truduchna Kochana przysyłaj co możesz lantroty[1] chleba i możliwie żeby wszystko było pożywne cukru w kostkach miodu i co tylko możesz byle dużo ostatnio chleb ze serem bardzo mi smakował ale było mało no i postaraj się o coś słodkiego, gdy mnie niema jeden dzień przy pracy to jestem na drugi a może też już niedługo wyjdę tylko choć się często pytać na gestapo kiedy wyjdę zmartwiło mnie tylko że niemam ubrania co te moje co mnie zabrali całe zniszczone tak że jestem zupełnie nago może będziesz mogła o coś się postarać bo jak wyjdę to niemam co wziąć na siebie Truduchna tylko mocno staraj się o jedzenie dla mnie abym przyszedł do siebie i pisz do mnie co dzień bo to jedyna moja uciecha przyśli kalesony i szal. Truduchna a tak co u Ciebie słuchać z rodziny dopomaga kto Tobie? Więc jeszcze raz przysyłaj co możesz i duże palenie też bibułki zapałki szpickę[2] i co tylko możesz abym te parę dni wytrzymał i o ile możesz przychodzić do mnie często. Módł się dużo o szybkie zwolnienie a Bóg prośby wysłucha pisać często nie mogę z a za to Ty pisz do mnie na tym kończe.
Dowidzenia szybkiego zobaczenia
Twój kochający Cię brat
Zbychu
[1] W gwarze poznańskiej: landroty – placki pieczone bezpośrednio na piecu kuchennym.
[2] Szpicka, szpycka - cygarniczka; z niem. (Zigaretten)spitze.
Ocalały gryps sporządzony przez więźnia obozu w Żabikowie Zbigniewa Małeckiego, skierowanego do pracy przymusowej w zakładach Deutsche Waffen und Munitionsfabriken (DWM) w Poznaniu, ok. 1944 r. Ze zbiorów Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie
Posen 30 X. 44
Kochana Truduchno
Parę dni żeśmy do pracy nie jeździli bo u nas w lagrze wybuchła zaraźliwa choroba, przez te parę dni to tak osłabłem że na nogach utrzymać się nie mogę Truduchna kochana może już tylko parę dni posiedze i wyjdę na wolność, ale przez te parę dni dopomódz mi co możesz i to jaknajwięcej, abym przetrzymał i przyszedł trochę do siebie. Truduchna taki apetyt mam na słodkie bo to jest bardzo pożywne i co tylko możesz byle jaknajwięcej no i tabaczki, bibułki, zapałki i szpickę[1]. Truduchno Kochana a jak Tobie się powodzi, tylko nie martw się dużo, a raczej módł się o szybkie moje zwolnienie, a napewno Bóg modlitwy wysłucha. Truduchna ja tak dużo pisać nie mogę bo nie mam okazji i boję się bo to jest wielka kara za to, ale Ty do mnie pisz często i o wszystkiem. Truduchna dostałaś ten list od Twej koleżanki z DWM[2]. Ja tam napisałem adres tego Pana co pod nim pracuje, tam się wszystkiego dowiesz i tam wszystko codzień możesz zanieś wieczorem, bo Mundek czasem nie może mnie znaleźć a szkoda opuścić każdy dzień, a do tego Pana możesz pewnie nosić i przynajmniej codzień dostanę do rąk. Truduchna przyślij pod spód ciepłą koszulę starą kalesony, szal i łaty do nóg bo pończochy całe się podarły adres tego Pana podaje jeszcze raz Tobie
Leon Olszak
Posen
Strzelecka 7 m 13
Moja Kochana Truduchno staraj się o mnie jak tylko możesz i przysyłaj jaknajwięcej do jedzenia i co tylko możesz obojętnie co tylko dużo a ja Tobie się za to odwdzięcze. Truduchna Moja Kochana zamów msze św. na intencję zwolnienia, i przychodź często przed fabrykę tylko że my kończymy o 415 o 430-445 jedziemy do lagru a ja chciałbym Cię codzień widzieć. A[….] widzenia
Kochający Cię brat
Zbychu
[1] Szpicka, szpycka - cygarniczka; z niem. (Zigaretten)spitze.
[2] Deutsche Waffen und Munitionsfabriken
Gryps Zbigniewa Małeckiego do jego siostry Gertrudy, opatrzony datą 30.10.1944 r., informujący o jego położeniu w obozie w Żabikowie. Ze zbiorów Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie
Należy mieć na uwadze, że doręczając nielegalne listy swoje życie narażał nie tylko autor korespondencji, ale także przekazujący. Znany jest przykład bezlitosnego potraktowania przez komendanta obozu SS-Obersturmführera Hansa Reinholda Waltera więźnia Stanisława Wyremblewskiego (członka konspiracji wielkopolskiej z terenu Jarocina), zamordowanego za próbę przekazania grypsu. S. Wyremblewski uniewinniony przez Policyjny Sąd Doraźny miał być zwolniony z obozu, jednakże w trakcie transportu do pracy w zakładach DWM pośród więźniów z jego kolumny roboczej przeprowadzono rutynową osobistą kontrolę, podczas której znaleziono przy nim gryps. o całym zdarzeniu poinformowany został komendant obozu, który sam wymierzył Wyremblewskiemu karę. Za podjęcie próby nielegalnego przekazania grypsu został wrzucony w dniu 3 maja 1944 r. do obozowego basenu przeciwpożarowego, gdzie utonął. Ciało wyłowiono dzień później. W akcie zgonu wystawionym w dniu 6 maja 1944 r. jako przyczynę zgonu podano zawał serca.
Stanisław Wyremblewski, fot. z okresu międzywojennego. Ze zbiorów Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie
Inny więzień obozu w Żabikowie, Stefan Makne, wspominał w wywiadzie udzielonym pracownikom Muzeum w 2007 r., że podczas transportu więźniów skierowanych z obozu do pracy na lotnisku Ławica w Poznaniu, ciężarówka z osadzonymi zatrzymywała się lub zwalniała tuż przed przejazdem kolejowym na poznańskim Górczynie. O tym dowiedzieli się krewni więźniów, którzy przychodzili w okolice wspomnianego przejazdu, aby zobaczyć swoich bliskich. Jak wspominał Stefan Makne, więźniowie w tym momencie podejmowali się prób przekazywania rodzinom grypsów. Niestety zdarzało się, że eskortujący SS-mani zauważali ten fakt i szybko podejmowali kolejne kroki, aby wyciągnąć konsekwencje wobec sprawcy „zrobiono dokładną rewizję, przeszukano nam wszystko w naszych ubraniach, u tego właśnie więźnia znaleziono gryps, no i na naszych oczach go tłukli, i potem jak się dowiedzieliśmy na drugi dzień, zamęczyli go w ten sposób, że wrzucili go do stawu i nie pozwolili mu się wydostać, po prostu utopili. To był taki zbiornik przeciwpożarowy”[1]. Stworzony przez władze obozowe system kar i represji powodował ciągłe zagrożenie więźniów o swoje życie. Stefan Makne wspominał, że strażnicy podając przykład skazanego za ten czyn więźnia, ostrzegali osadzonych przed kolejnymi próbami jakiegokolwiek przesłania nielegalnej wiadomości poza obóz.
Grypsy napisane w języku polskim zawierały informacje interpretowane w sposób zwięzły. Te krótkie wiadomości najczęściej pisane były na małych kartkach lub na papierze pakowym. W grypsach m.in. dziękowano za okazaną pomoc, przesyłano ostrzeżenia i wskazówki dla zagrożonych aresztowaniem oraz wzmiankowano o swoim położeniu w obozie.
[1] Archiwum Historii Mówionej, sygn. 17, Relacja Stefana Makne.